47 Na półkach bibljotek osób interesujących się sztuką i myślą nowoczesną, uderzał mnie zawsze pewien brak. Istnieje mnóstwo monografij o literatach, malarzach, uczo nych, filozofach, lecz niema dzieła poświęconego cało kształtowi ruchu nowoczesnego. Ponadto monografje są na ogół czemś w rodzaju mów pochwalnych, wskutek czego szwankuje zrozumienie myśli i intencyj. Już raz wespół z Jeanneretem usiłowałem rozświetlić kwestję malarstwa w «Peinture Moderne», książce wydanej nakładem Cresa, która miała wielkie powodzenie. Dzisiaj chciałbym zgene— ralizować podjęty wysiłek. Sztuka bowiem, a zwłaszcza sztuka najnowsza, nie da się wydzielić z ogólnej działalno ści epoki. Nawet najdalej naprzód wysuniętą literaturę można zrozumieć tylko wtedy, gdy się ją ustawi w jednym szeregu z ruchami społecznemi, z całą współczesną działal nością intelektualną, lub praktyczną. Śmiałe poglądy te raźniejszych uczonych i filozofów mniej są oddalone, niż to się może wydaje, od pojęć «awangardy» artystów. Mam wrażenie, że to już wykazałem. Pierwszą część «Art» (1) poświęciłem dziejom wysiłków «awangardy» i starałem się wytłumaczyć możliwie naj jaśniej zamiary nowatorów- Zestawiłem wyniki osiągnięte w różnych dziedzinach sztuki i myśli. Usiłowałem wyja śnić zawiłe czasem teorje specjalistów, przez powiązanie ich z faktami historycznemi, a nawet przedhistorycznemu Słowem zestawiłem bilans krytyczny. W części drugiej, która tworzy mniej więcej połowę książki, na tle własnych poglądów zajmuję się badaniem sztuki, literatury i nauki pod kątem widzenia przyszłości, w poszukiwaniu dyrektyw. W szczególności usiłuję okre ślić, czem będzie wielka sztuka jutra. Po zaspokojeniu konieczności doraźnych, pierwszą po trzebą człowieka jest potrzeba sztuki. Odpowiadają tej potrzebie rozmaite rodzaje techniki. Sztukę odkryto po to, aby pozwoliła nam wymknąć się z realnego życia, aby pozwoliła nam zapomnieć o sobie samych. I w tern właśnie leży cel zarówno sztuki plastycznej, jak muzyki, literatury, poezji. Nauka, dla relaty wisty, nie jest dociekaniem prawdy samej w sobie, bo ta jest nieuchwytna, ale stwarza niem przemawiających do przekonania systemów, któreby się dostosowywały do tego, co nazywamy realnością: jest to więc sztuka złudzenia. Religja dąży do stworzenia lepszego świata, dając, nam nadzieję życia po śmierci, innego od bezpośredniej rzeczy wistości: to więc jest także sztuka. Tylko technika w każdym rodzaju jest inna, lecz każdy z nich oddziaływa na nas przez czynniki wspólne ludziom (1) A. Ozenfant «Art» Edit. J. Budry, Paris. wszystkich czasów, przez rzeczy, które są «stałe» («constantes»). W tej kwestji «stałych» starałem się gorliwie o jej odpo wiednie oświetlenie. Sztuka, która ich nie dotyka, jest tylko sztuką modną. Odróżnienie to jest dzisiaj niewątpliwie pożyteczne; żyje się teraz w wrażeniach krótkotrwałości, sama sztuka nawet staje się przemijającą i jako taką się ją kocha. Ale ja, przeciwnie, widzę nie chwilowość, lecz cudowną stałość człowieka i tożsamość wszystkiego, co go zawsze i wszędzie głęboko przenikało. Tego rodzaju poję cie wzmacnia urok i człowieczą wartość sztuki; cóżby było, gdyby ona przemijała? A przemijałaby, gdyby zmieniał się nasz rdzeń. Na szczęście zabytki z odległych o całe otchłanie wieków dowodzą, że jest on wieczny. Sprowadziłem do pojęcia tropizmów te wielkie rzeczy, które są stałe u człowieka, ten nasz pierwotny rytm. Roślina wzrasta w piwnicy, pędy kierują się ku światłu: tropizm. Gasnący dzień nas zasmuca, w blasku słońca śpiewamy jak ptaki: tropizmy. Piramidy wywierają na nas dojmujące wrażenie: niewzruszoność tropizmu. Maska murzyńskiego czarownika budzi w nas, tak jak i w murzy nach uczucie religijne: wszechświatowość tropizmu. Cylin der ma wyraz uroczysty dla każdego człowieka na ziemi: tropiczne oddziaływanie formy. Człowiek lgnie do miłości, jak żelazo do magnesu: wszyscy reagują na pewne wyda rzenia, temperaturę, elektryczność, ciężkość, albo czyny: tropizmy. Rozszerzyłem ten termin, bo wydaje mi się on owocny, bogaty w treść, zrozumiały. Przez długie rozmyślania nad sztuką i po ścisłem obję ciu wzrokiem tych rzeczy, które są «stałe» w ludzkości, dojrzałem, że nie należy uważać estetyki za rzecz zamknię tą samą w sobie, lecz za wypływ etyki: nie pospolitej mo ralności, lecz — rozumie się — pewnego poszczególnego sposobu patrzenia na świat zewnętrzny i na człowieka — i tak zdałem sobie sprawę, że dzisiejszy artysta zbyt często liczy na talent - dar. Talent, to tylko pewna skłonność, pewna predyspozy cja. A wiadomo ile przyroda marnuje zarodków. Zarodek wymaga pewnej atmosfery, pewnej temperatu ry, w przeciwnym razie potencjał jego przepada na cmen tarzysku nieziszczonych wirtualności. Atmosfera, w której zarodek oddycha, to atmosfera tego, co wielkie, co szlache tne (i 10 godzinnego dnia pracy). Jedyny wydatny dar, to silna wola wzruszenia się: tropizm szczególnego rodzaju. Zapewne posiadamy go wszyscy, lecz jest on kruchy, jak młody dąb. Senzacyjne zawody, jakie sprawiają «tak bardzo utalentowani», po chodzą stąd, że zadawalają się oni łatwością swej pracy.