28
Zaćmienie przyszłości
Dwie szyny powietrzne prowadzą mnie na nieznany
wierzchołek snów. Dlaczego krew a nie piasek w tej
heraldycznej koniczynie? Na lazurowym polu jest moja
nadzieja. Uskrzydlony odlot westchnień. Skończone, dawne
życie, i zamknięte wspomnienia. Zawsze będę się oddalać
pochylony na przód mej łódki. Gwałcąc przeciwne prądy
wiatrów i wód, nigdy nie przyjdę jeszcze raz w tosamo
miejsce, każda minuta będzie mi nowa. Tu — mieszkańcy
noszą swe serca zawieszone na szyjach jak hiszpańskie
medaijony.
Są między niemi takie, które świecą jak lustra -—
dusze-dziewczyny zbyt uległe, umiejące tylko płakać u
waszych kolan!
Są między niemi, czarniejsze od kałamarza, z przebły
skiem światła na dnie — to spojrzenie. Uciekajmy przed
duszami tlącemi się i zaczadzonemu
jedna ukazywała wyzywająco swe piękne serce z dia
mentu rżniętego w róże o stu powierzchniach. Moje pożąda
nie pomnażało się tak cudownie... Byłem sto, tysiąc razy
kochankiem — byłem czarodziejskim władcą tysiąca żyć.
A. Masson
Tańcz po raz ostatni, o ty, który dźwigasz na barkach
katedrę firmamentu.
ł ańcz, i porusz w całości nieme konstelacje.
Jakież uczesanie, o oczach pawia, ciemne jak ukrywane
uczucie !
Jakiż djadem o oczach pawia, ta noc o czole poety!
Spójrz, oczy które zwierzają to o czem zawsze milczeć
będą usta — wyznania, nadzieje — wolna droga, na
którą się wzbija, okno więzienia przez które się kiedyś
ucieknie, — oczy spojrzenia, jesteście jedynem wzrusze
niem i znakiem wszelkiej chwały.
Diament, w którym zwielokrotniony obraz mych oczu
oświeca noc nowemi gwiazdami; konstelacje, które przepo
wiadają przyszłość; w tern sercu pokrajanem w różę rodzi
cie się o północy — i wszystkie te oczy w aureoli, w diade
mie królewskiego pawia, to — ilekroć noc zapadnie, lirycz
ne niebo nowego świata.
Dzwon, który bił na śmierć wstrząsnął głucho górami.
Otwarły się bramy i podwójny szereg świateł ukazał mi
drogę w mieście.
Ten plac o fontannach róż, dokąd kiedyś przybyłem...
To okno o zamkniętych okiennicach, w którem ktoś
kiedyś śpiewał...
ł en kamień spiłowany przez wargi, gdzie błyszczy
lampa przeszłości... Koń zabłąkany w górach rży w nocy
z przerażenia; a potem nastała cisza.
Ręce stają się oczyma odcyfrowującemi stary napis i
tajemnice, które otworzą bramy zatrzaśnięte na zawsze.
Nawet gdy mówimy najciszej słowa nasze trzęsą szy
bami jak trąby.
Pusty plac, gdzie ani jedno okno się nie świeci jest wylo
tem działa nabitego przestrachem...
Niebo było bardziej lodowe niż płyty z kamienia, a
moja nadzieja mniej świecąca niż żal.
Dzwon zaczął na nowo dzwonić i zawalił się kawał
muru. Cisza stała się jeszcze bardziej ciążąca i wszystko
oczekiwało.
Przerwało się niebo teraźniejszości.
W niebie - zwierciedle spostrzegłem w dole mój obraz
— kwietniowy poranek za dziesięć lat — na niebieskiej
terasie na której pobudzałem do latania błyszczące kule z
kryształu o żyłkach z krwi. Podziurawiłem niemi po
wierzchnię wód, potem zadrżały me znużone ręce. Wtedy
diament rżnięty w róże ukazał się czerwony jak sardoniks.
Dzwony, cała nasza przeszłość zaciemnia przyszłość!
Na każdym kroku potrącamy nogą wspomnienie, które
się skarży!...
Paul DERMEE.